wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 11

Po chwili usłyszałam wielki wybuch.
------------------------
Obudziłam się w jakimś pomieszczeniu słysząc mój telefon. Dzwonił i dzwonił, nie wiedziałam co się dzieje. Próbowałam wstać ale nawet nie dałam rady się podnieść, wszystko mnie bolało.
- Emily ?! – krzyknął ktoś z tyłu.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nawet nie wiem co czy mogę mówić, byłam zmęczona i obolała. Nienawidziłam kiedy mówili do mnie Emily, ale nie będę się kłócić nie mam siły.
- Ej chłopcy obudziła się ! – krzyknął Joh
Słyszałam skrzypiącą podłogę i kroki.
- Emily ? Co się stało ? Wszystko w porządku ?
- A-a-ale co się stało, gdzie ja jestem? – nie mogłam wykrztusić żadnego słowa.
- Jesteś w domu Emily, i zostałaś w budynku kiedy wybuchnął. Na szczęście jesteś cała. Ni będziemy dzwonić po karetkę bo będą się jeszcze pytać co się stało, a chyba im nie powiemy że wysadziliśmy magazyn.
- Pomóżcie mi wstać, muszę to wszystko załatwić, gdzie Justin? Musze się z nim zobaczyć. – powiedziałam powoli oddychając.
- Nie możesz teraz nic robić, zostajesz tu i leżysz, jesteś cała obolała, poparzona i trzeba się tobą zająć. Zostaw to nam. – Powiedział Jason i poszedł po apteczkę.
- Daj telefon. – Powiedział Joh i skierował wzrok na mnie.
- Jest chyba w kurtce.
Wziął moją kurtkę i wyciągnął telefon z mojej prawej kieszeni. Odblokował go dotykając i wybrał jakiś numer.
- Zaraz wracam. – powiedział i poszedł schodami na górę.
Ciekawe do kogo dzwonił. Wiem ze mogę mu zaufać , on jako jedyny jest moim najlepszym przyjacielem. Zawsze mogę na niego liczyć. Właśnie idzie Jason z apteczką. Jego oczy były czerwone jak krew, wyglądał jak naćpany i jeszcze jego uśmiech na twarzy.
- Jestem, dawaj tą ręke ! – krzyknął z uśmiechem na twarzy, wziął moją rękę i zabandażował ją.

*Justin’s POV

Siedziałem w pokoju zastanawiając się co się stało w ostatnie dni, kiedy nagle zadzwoni telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem.
- Halo ? – nie wiedziałem kto to bo numer nieznany, wolałem być ostrożny.
- Justin ? – odpowiedział męski głos.
- Tak to ja , co się stało?
- Tutaj Joh, Emily miała wypadek. Jest cała oparzona i obolała. Pierwsze co chciała zrobić to wstać i się z tobą spotkać, ale nie w takim stanie, możesz wpaść na chwilę i z nią porozmawiać?
Serce prawie mi stanęło kiedy to usłyszałem. Nie możliwe, jak to się mogło stać, musze się jak najszybciej z nią zobaczyć. Wszystko runęło.

- Dobrze zaraz będę . – odłożyłem słuchawkę i włożyłem telefon do kieszeni.
Wziąłem szybko kurtkę i wyskoczyłem przez okno nie zwracając uwagi jak wysoko tam było. Gdy już znajdowałem się na zewnątrz szybko pobiegłem w stronę domu Emily.
Chwilę później byłem obok nie dużego domu. Na pierwszym piętrze świeciły się światła. Bałem się co z Emily, jak się jej coś stało to tego nie przeżyje. Podszedłem do drzwi i cicho zapukałem. Chwile po tym otworzył je Joh i zaprosił mnie do środka.
- Gdzie jest Emily ? Co się z nią stało ? – Krzyknąłem kiedy wszedłem do środka. Zauważyłem zgrabną dziewczynę na kanapie, to była ona. Kiedy się odwróciła miała oczy czerwone a w nich można było odczytać zagubienie i ból.
- Emily nic ci nie jest ? – podszedłem do niej i chwyciłem jej dłoń. Była zimna jak lód.

- Nie nic, ale musimy porozmawiać. – Pokręciła głową i spojrzała mi w oczy. – Chłopcy, możecie zostawić nas na chwilę samych? – kiedy zapytałam chłopcy poszli.
- Co się stało ? – zapytałem troskliwie.
- Chodzi o Ashley, miałam dziś tą sprawę i musieliśmy wysadzić magazyn , tylko że ja nie zdążyłam uciec, a później nie wiem co było, usłyszałam tylko Boom! – Łza kręciła jej się w oku. Jedna łza spłynęła na jej poparzony policzek.
- Kurwa, Emily musisz na siebie uważać i moim zdaniem skończyć z tym gównem. – Nie mogłem wytrzymać, to wszystko przeze mnie.
- Nie! Wiesz że nie mogę do cholery jasnej, to wszystko żeby cię chronić. Ashley mnie przekupiła. Gdybym się nie zgodziła to byś już dawno leżał w grobie! – Krzyknęła mi prosto w twarz i zakryła ją rękoma.
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze, zadzwonię po karetkę i wszystko się ułoży zobaczysz. – Już chciałem wyciągnąć telefon z kieszeni kiedy Emily chwyciła moją dłoń.
- Nie dzwoń. Wszystko ze mną w porządku, dziękuje że się martwisz. – powiedziała i posłała mi miły uśmiech.
Czułem motylki w brzuchu. Ona była inna. Nie była jak te inne dziewczyny. Miała w sobie to coś. Była jak narkotyk.
- Czemu, przecież jesteś cała w bandażach?
- Pomyślałeś o tym że w szpitalu będą się wypytywać co się stało. A co mam im powiedzieć że wysadziłam magazyn i nie zdążyłam uciec ?
- No masz racje, ale teraz będę cały czas przy tobie, nie opuszczę cię nawet na minutę. – Uśmiechnąłem się i trzymałem jej dłoń w mojej.
- Justin, ty też masz życie. Na pewno masz inne sprawy na głowie niż ja. – spojrzała na mnie z smutkiem w oczach.
- Nie, nie, nie. Nie zostawię cię tak, nawet gdy mój ojciec leży w szpitalu. – opuściłem głowę i czułem się winny.

- Musisz zająć się swoim ojcem, nie mną, jedź do niego, ja dam radę.
- Nie, do niego pojadę później, na razie zostanę z tobą. – Zmartwiony powiedziałem.
- Justin proszę, ja i tak muszę odpocząć. – Powiedziała cicho.
- No dobrze ale wrócę do ciebie jak najszybciej. – Spojrzałem jej w oczy i pocałowałem ja delikatnie w czoło. Wstałem, wziąłem kurtkę i wyszedłem. Zadzwoniłem po taksówkę żeby mnie zawiozła pod szpital.
Kiedy już czekałem na taksówkę, poczułem jak ktoś popycha mnie od tyłu. Nim zdążyłem się obejrzeć leżałem na chodniku. Odwróciłem się i moje oczy ujrzały …

-----------
Przepraszam ze tak długo musieliście czekać ale miałam do zrobienia 3 referaty, mam strasznie dużo nauki , ale oto jest 11 rozdział :) CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Ja się dopisze do tego ( Mysza ;3) polecam opowiadanie jednje z naszych czytelniczek :) 
 
https://www.facebook.com/pages/Opowiadania-z-Justinem-Bieberem/622971194433089

8 komentarzy: